Argonauci

Międzywydziałowe Koło Naukowe Poszukiwań Interdyscyplinarnych

Forum Argonauci Strona Główna -> Problematyka -> Śmierć... Koniec? A może Początek?
Napisz nowy temat  Odpowiedz do tematu Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat 
Śmierć... Koniec? A może Początek?
PostWysłany: Pon 23:12, 22 Sty 2007
Kju

 
Dołączył: 15 Sty 2007
Posty: 34
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Warszawa





Podejmując rękawice rzuconą przez Wolfkillerkę, otwieram nowy temat.

Chodzi tutaj o wypowiedzi, na temat jak jest pojmowana śmierć w różnych kulturach oraz ewentualne życie po śmierci oraz jak my do tego podchodzimy.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
PostWysłany: Wto 1:45, 23 Sty 2007
Kazuya

 
Dołączył: 17 Sty 2007
Posty: 21
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Bródnowski Gród





Rodzimy się, by umrzeć – ot cała filozofia.

A serio mówiąc. Ostatnio wyobraziłem sobie, jak wyglądałby Świat, gdyby wszystkie dzieci (od któregoś pokolenia) uczyć, że człowiek nie ma duszy?

Wiara w Boga i w to, że istnieje życie po śmierci dają człowiekowi pewne poczucie bezpieczeństwa. Zastanawiałem się, jaką drogę wybrałby człowiek, który żyje w świadomości zbliżającego się końca. Nie mówię, że My nie jesteśmy tego końca świadomi. W Naszym (czyt. przeciętnego Kowalskiego) przypadku gdzieś tam istnieje pojęcie śmierci, ale lepiej o tym nie mówić – bo i tak Bóg jest miłością i zostaniemy zbawieni.

W moich rozmyślaniach narodziło się pytanie: Co może zrobić jednostka, by te kilka chwil egzystencji nie poszło na marne?

Czy ciężko pracować, by dać dobrobyt biologicznemu potomstwu i ułatwić mu przetrwanie?
Ludzie żyjący w dobrobycie, nieznający ciężkiej pracy najczęściej dążą do samozagłady.

Czy ciężko uczyć się i uczyć, by zostawić dorobek naukowy, wynaleźć lek na raka i tym samym przynieść wybawienie tysiącom istnień?
Po co, skoro człowiek przez te miliony lat ewolucji, wiele lat rozwoju myśli społecznej nie wyrobił w sobie szacunku do życia?

Czy popaść w hedonizm, olać otaczający mnie system i wieść sielankowe życie z dala od ludzkich problemów?
Wówczas życie nie miałoby najmniejszego sensu, prędzej czy później człowiek umarłby z przedawkowania, albo na marskość wątroby. Życie stałoby się pasmem chwilowych uciech, podniet i przyjemności – na dłuższą metę, po co się oszukiwać i truć? Buntując się przeciwko materii człowiek stałby się niewolnikiem samego siebie. Strzelić sobie w łeb i po kłopocie.

Czy dążyć do władzy? Tak robią ludzie o przerośniętej ambicji i ślepej wierze we własny potencjał (za czym często kryją się własne kompleksy), lub oportuniści chcący nachapać się jak najwięcej, zanim skopią ich ze stołka. Są, co prawda jeszcze idealiści. Romantyczni buntownicy i wielcy bojownicy o wolność, prawdę i bla bla bla. Tacy najczęściej kończą na wyniosłych słowach i słomianych zapałach. Z czasem okazuje się, że ich wizja świata pęka się pod ciężarem rzeczywistości (Niespodzianka!). Są jeszcze ci silniejsi. Wielu z nich udało się zasłynąć na kartach historii, ale w starciu z gigantem (którym jest system) miliony takich samych poległy, a ich bezimienne mogiły wyścieliły przydrożne lasy, odległe pustkowia.
Zatem doszedłbym wtedy do wniosku, że wiele na tym polu zależy od szczęścia i przypadku. Są to pojęcia nijak idące w parze z racjonalnym myśleniem. Po co wypruwać sobie żyły, prowadzić lud na barykady, lub rządzić sprawiedliwie? Historia jest srogim jurorem. Przyklejonej etykietki nigdy bym się nie pozbył, bo już dawno bym nie żył. Z resztą w rozmowach z dzisiejszą młodzieżą odkryłem, że mamy ogrom „humanistów”, a niewielu chyba obcowało z podręcznikiem historii (brak podstawowej wiedzy). Wniosek nasuwa się sam.

Czy zostać artystą? W dzisiejszych czasach pojęcie artysty zostało wypaczone. Dawniej artystą był ktoś, kto szkolił się w swoim „rzemiośle” od świtu do nocy, lub miał talent, którym nadrabiał w tej kwestii. Dziś mianem artysty nazwać można ulicznego grajka. Śmieszne jest to, że prawdopodobnie bardziej mu się należy ten tytuł, niż tym plastikowym lalkom na scenie, które wyją do kotleta i merdają stertami silikonu. Świat pełen jest artystów samozwańców, więc utonąłbym w tym oceanie kiczu. W rezultacie doszedłbym do wniosku, że nie mam dość siły i wystarczających koneksji, by temu podołać (np. w aktorstwie, ale nie tylko).

W tym momencie zatrzymałem słowotok. Przeczytałem ten tekst od początku do tego momentu i się załamałem. Gdzie w moich słowach, choć krzta optymizmu? Ano nie ma. To jest moim zdaniem główny problem.

W moich przemyśleniach doszedłem do wniosku, że nawet gdyby wiara była zwykłą paranoją ogarniającą ludzki umysł, gdyby Bóg w ogóle nie istniał – to i tak człowiek musi wierzyć. Wiara jest tą siłą, która napędza nasze serca i umysły. Wiara jest jedyną bronią i jedyną obroną (Nasz miecz i tarcza - jak Demon i Anioł), na którą może pozwolić sobie świadomość ludzka w starciu z molochem rzeczywistości.

Każdy w coś wierzy. Najważniejszą kwestią nie jest to, w co Wierzysz i jak bardzo Wierzysz, ale – czy Wierzysz?




Teraz pojawiło się kolejne nurtujące mnie pytanie: Czy w przyszłości wiara opuści człowieka?
Jeżeli tak, to co będzie jej substytutem - nauka?
Jeżeli nie, to jaką formę zagłady człowiek wybierze?


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
PostWysłany: Wto 10:51, 23 Sty 2007
lumu

 
Dołączył: 22 Sty 2007
Posty: 12
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Warszawa-GRHW





Mi się wydaje iż człowiek niby w coś wierzy ale z tą jego wiarą nie jest zawsze najlepiej. Ludzie traktują trochę Boga jak dżina który spełni ich życzenia zapewniając im szczęście, zdrowie itd. Rodzi się wtedy pytanie. Dlaczegpo więc jest tyle nieszczęść na świecie? Czyżby Bóg niepotrafił sobie z nami poradzić?
Ktoś kiedyś powiedział iż życie ludzkie przedstawia najwyższą wartość wtedy kiedy walczymy, kiedy jest nam trudno ,wtedy dopiero każdy z nas poznaje osobiście swoją wartość. Więc jeżeli mi ktoś mówi że życie to nie bajka to tak jest rzeczywiście. Tylko czy ta bajka potrafiłaby nas uszczęśliwić? Na marginesie dodam iż odsetek samobójstw jest najwyższy w krajach wysoko rozwiniętych.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Marność nad marnościami, wszystko marność
PostWysłany: Wto 15:13, 23 Sty 2007
winocenty
Administrator

 
Dołączył: 14 Sty 2007
Posty: 18
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: ze wsi





Moim zdaniem wiara jest skutkiem ubocznym działania umysłu. Przyporządkowuje on wszystkim zjawiskom własne wyobrażenia, oparte na tym co zna. Stąd życie po śmierci i istoty boskie istniejące poza horyzontem naszego poznania. Czy jestescie w stanie wyobrazic sobie nieistnienie? Oczywiscie ze nie. Ponieważ wyobrażanie wiąże się z procesem myślowym, a myślenie jest procesem nieprzerwanym. Świadczy o prawidłowym działaniu mózgu.
Myśl powstaje w wyniku bodźca. Teoretycznie, więc można uwolnić się od myślenia izolując umysł od bodźców.
Teorię tą obalił John Lilly w eksperymencie z komorą deprywacji sensorycznej. Okazuje się że w sytuacji braku bodźców, mózg wytwarza je sam.
Cierpimy na chroniczny głód bodźców. Za dużo pytań, za mało odpowiedzi. Dostrzegłszy granice własnego poznania, odkrywamy własną bezsilność. Być może stąd bierze się potrzeba wiary w jakikolwiek sens istnienia.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
PostWysłany: Wto 16:34, 23 Sty 2007
lumu

 
Dołączył: 22 Sty 2007
Posty: 12
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Warszawa-GRHW





Ale są rzeczy które są faktami niezaprzeczalnymi można powiedzieć namacalnymi lecz nie mieszczą się w naszych głowach. No bo jak wytłumaczyć że wszechświat w którym żyjemy jest nieskończony i nie sądzę żeby coś zmieniło tej teorii w ciągu "paru" lat. Tak więc są rzeczy niesamowite o których nie możemy powiedzieć że są tylko projekcją naszych umysłów.
Także wiara może być oparta na jakichś faktach, weźmy na przykład fenomen stygmatów, który był szeroko badany przez różnych naukowców z mizernym naukowym skutkiem..


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
PostWysłany: Wto 17:11, 23 Sty 2007
zielu

 
Dołączył: 15 Sty 2007
Posty: 8
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5





Zgłosił bym tu polemike z wypowiedzią Kazuyego który napisał:
"Rodzimy się, by umrzeć – ot cała filozofia."
Nie zgadzam się z tym, rodzimy się zawsze w jakimś celu, każdy z nas ma swojego rodzju misje, jedne wiekszą drugi mniejszą. Mozna by zapytać czy człowiek sie rodzi sie z "misją zła". Obronił bym swoj wywód tym iz nie wypełnienie swojej misji prowadzi do tak zawanego zła, które jest tak obszernym pojeciem. Co do wiary, każdy wierzy na swój indywidualny sposób, chcoć smierć jest bardzo skonotowana z wiarą. Buddyści wierzą w reinkarnacje , katolicy w życie wieczne itp. Tak naprawde sprawa wyjasni się jak umrzemy(^_^).
Osobiscie nie powiedzłebym iż wiara jest wytworem ubocznym umysłu. Każdy w cos wierzy czy to ejst Bóg czy jakiekolwiek inne jestestwo jest to wiara.
PS. myślałem iż dywagacja w tym temacie pojdzie w innym kierunku. (nie pesymizujmy jak goci że życie jest do kitu) Bardzej bym sie skłaniał ku rozważaniu tak zwanego życia po życiu czyli wampiryzm, duchy upiory i inne zjawiska paranormalne zwiazane ze śmierciąSmile
Pozdrawiam


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
PostWysłany: Śro 16:45, 24 Sty 2007
winocenty
Administrator

 
Dołączył: 14 Sty 2007
Posty: 18
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: ze wsi





Dyskusja jest przeciez otwarta. Jesli chcesz ją pokierować innym torem, nie ma sie co krępować. Paranormalia, czemu nie. Ktoś ma jakieś doświadczenia?


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
PostWysłany: Śro 20:39, 24 Sty 2007
lumu

 
Dołączył: 22 Sty 2007
Posty: 12
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Warszawa-GRHW





Ja miałem ostatnio taką dziwną sytuację z moim kumplem. Zostałem u niego na noc i zasnąłem w pokoju obok. W środku nocy obudziłem się i pamiętam że chciałem bardzo mu coś powiedzieć (ale niestety nie wiem o czym), więc podreptałem do jego pokoju w jakimś letargu. Wybudziłem się dopiero stojąc nad nim i ku mojemu zdziwieniu (a jego przerażeniu) nie mogłem dać mu odpowiedzi o co chodzi! Po prostu mnie zatkało! Shocked no i jego też..dodam iż nic podobnego mi sie nigdy nie zdażyło!

Z tego wszystkiego najlepsze jest to, że cała ta sytuacja w takich samych okolicznościach jakiś czas później się powtórzyła!!! Shocked

No i od tej pory już u niego nie nocowałem Twisted Evil
Dodam na koniec iż jest to mój najlepszy kumpel którego znam od 1 klasy podstawówki także znamy się bardzo dobrze...[/url]


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
PostWysłany: Pią 22:19, 26 Sty 2007
Kju

 
Dołączył: 15 Sty 2007
Posty: 34
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Warszawa





Skoro już wchodzimy w tematy paranormalne i parapsychologiczne, to pragnąłbym zaznaczyć, iż istnieje cos takiego jak regresing, czyli cofa się człowieka do poprzednich wcieleń np. za pomocą hipnozy.

Ludzie opisują jak wyglądali, gdzie żyli, co robili oraz jak to wygląda po drugiej stronie, przed przyjściem tutaj. W sumie można by to uznać za bajkę, jednak zadziwiające jest to, że podczas regresingu ludzie opisują okres po śmierci, a przed narodzinami w taki sam sposób, tzn. relacje nieznających się ludzi są zgodne, co do tego jak to "tam" wygląda.

Czyli rzucając pytanie: Jak to jest?
Istnieje reinkarnacja i życie po drugiej stronie, a tu na Ziemi jesteśmy tylko chwilowo?
Czy może po prostu jesteśmy zaprogramowani, aby udzielać takich relacji, a jeśli tak to, przez kogo?
A właściwie, jaki sens by miało życia jak by się kończyło ze śmiercią?

Nawiążę też do sąsiedniego tematu i zadam pytanie: Jaka siła sprawia w takim razie że żyjemy?


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
PostWysłany: Sob 20:51, 27 Sty 2007
winocenty
Administrator

 
Dołączył: 14 Sty 2007
Posty: 18
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: ze wsi





A jaki sens miałoby życie gdyby się nie kończyło? Czy to nie przypadkiem świadomość końca zmusza nas do działania?
Nawiązując do buddyzmu opiszę w skrócie mechanizm działania reinkarnacji. Mianowicie, wszystko co żyje męczy się w nieustannym cyklu życia i śmierci. Jedynym ograniczeniem w drodze do wiecznego szczęścia jest własna świadomość. Chodzi tu o świadomość swojego położenia i celu. Czyli o swoim losie decydujesz tylko Ty sam. Jeżeli spotyka Cię coś złego to jest, to wynikiem Twoich działań w tym lub którymś z poprzednich wcieleń. Twoja karma decyduje o Twoim położeniu na 31 piętrowej skali poziomów na których możesz się odrodzić. Bycie człowiekiem mieści na 5 piętrze od dołu. Ogół tych pięter można pogrupować na 3 główne sfery. Najniżej znajduje się sfera pragnień zmysłowych, dalej sfera czystej formy i sfera poza formą. Z tej ostatniej nie ma powrotu, ponieważ tam czeka Cię wieczne szczęście. Celem ostatecznym jest osiągnięcie stanu zupełnego nieistnienia.
Czyli wychodzi na to, że świadomość, którą tak bardzo sobie cenimy, nie pozwala dostąpić pełni szczęścia, a pragnienie życia powoduje nieustanną ucieczkę przed śmiercią.
Trochę to smutne, bo kto chciałby szczęścia bez świadomości i życia bez chęci. A jednak filozofia ta wydaje się spójna logicznie.

Odbijając od tego tematu, to "tam" o którym wspominasz nie jest ponoć takie dalekie. Niektórzy wprowadzają się w trans, inni medytują, jeszcze inni odbywają spontaniczne tripy po halucynogenach lub we śnie. Sposobów jest bez liku, żeby się "tam" dostać. Wystarczy odpowiednio dostroić fale mózgowe. Do synchronizacji półkól służą programy tj. Brainwave Generator lub muzyka hemi sync.
Do odważnych świat należySmile
Pozdro


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
PostWysłany: Wto 17:04, 30 Sty 2007
lumu

 
Dołączył: 22 Sty 2007
Posty: 12
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Warszawa-GRHW





Moim zdaniem wcale nie takie smutne. Bo jeżeli przyjąć iż ostatecznym szczęściem byłoby nieistnienie czyli nieświadomość to i tak pozostaje to szczęściem. Nie liczy się przecież forma szczęścia tylko samo szczęście...nawet jeżeli oznacza to jego nie odczuwanie . A człowiek do niczego innego nie dąży jak do szczęścia.

A tak przy okazji to słyszałem pewną ciekawą historię. Dotyczy ona pewnego mężczyzny będącego już w podeszłym wieku. Przeszedł on stan śmierci klinicznej, nie pamiętam co mu się stało chyba jakaś operacja..nie ważne. Po wybudzeniu i powrocie do życia chronicznie próbował popełnić samobójstwo w nadzieji na jak najszybszy powrót w zaświaty (!). Na szczęście (lub nieszczęcie-jak kto woli) sambójstwa się nie udawały dziwnym trafem lina na której chciał się powiessić pękła a garść tabletek nasennych nie zadziałała. Jak sam mówił w wywiadzie, po tym jak wylądował "po drugiej stronie" egzystencja na ziemi nie przedstawia dla niego większej wartości.
Dobre co nie?


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
PostWysłany: Wto 22:35, 30 Sty 2007
winocenty
Administrator

 
Dołączył: 14 Sty 2007
Posty: 18
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: ze wsi





Ale skoro nie istniejesz i nie czujesz to skąd wiesz ze jesteś szczęśliwy? To szczęście należy rozumieć jako brak cierpień zmysłowych. Z tego punktu widzenia każde pragnienie jest cierpieniem, a szczęście nieistnieniem. Jak w epikureiźmie.
Może gościu zrozumiał że nie ma sie po co męczyć życiem, kiedy zaznał absolutnego spokoju(czyt. szczęścia) Wink


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
PostWysłany: Sob 13:51, 03 Lut 2007
Kju

 
Dołączył: 15 Sty 2007
Posty: 34
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Warszawa





Wracając do wypowiedzi winocentego, a propos bliskiego "tam".

Rzeczywiście jest mnóstwo pomysłów żeby uszczknąć chociażby ułamek tego jak to wygląda po drugiej stronie, ale wiele ludzi nabawiło się przez to już problemów, a niektórzy nawet skończyli w zakładach psychicznych.

Człowiek musi być na to gotowy, nie tylko odważny, a nie każdy taki jest... np. w literaturze dotyczącej wychodzenia duszy z ciała (pomijam tutaj aspekt czy jest to prawda czy nie) pisze że dusza jest połączona z ciałem nicią która może się urwać jak się wystraszymy, przerazimy, oddalimy za daleko itd. I co wtedy? Jeżeli nie jesteśmy zbyt silni, to będziemy się błąkać po świecie, mieszkać w starych domach i prosić ludzi o pomoc, którzy najczęściej będą się nas bali...
Inny przykład... Kiedyś słyszałem teorią (również nie zagłębiam się w jej prawdziwość), że schizofrenia polega na tym, że człowiek "przeładował" sobie energetycznie "trzecie oko" (czakram pozwalający nam widzieć np aurę) i zaczyna widzieć przez to różne dziwne byty... niekoniecznie zawsze dobre, albo je słyszeć...

Tego typu sytuacji może być nieskończenie wiele, a większość z nich zdarza się, dlatego, że ktoś chciał coś zrobić za szybko... a nie był gotowy...

Nie krytykuje tutaj rozwijania swoich zdolności parapsychicznych... ale według mnie zmiany powinny iść ewolucyjnie, a nie rewolucyjnie... Pracować i czekać, aż nadejdą niż samemu je na silę wywoływać.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Śmierć... Koniec? A może Początek?
Forum Argonauci Strona Główna -> Problematyka
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)  
Strona 1 z 1  

  
  
 Napisz nowy temat  Odpowiedz do tematu  


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001-2003 phpBB Group
Theme created by Vjacheslav Trushkin
Regulamin